Referral code for up to $80 off applied at checkout

Całkowite szaleństwo '2' Scotta Walkera

Pamiętamy o barokowym dziele sztuki pop przy jego 50. rocznicy

On January 26, 2018

Świadoma alternatywna historia muzyki, Rock 'N' Roll 5-0 patrzy wstecz na pięć dekad na niektóre z najbardziej znanych, a także zauważalnie pomijanych albumów tamtego czasu. Przerwa od pętli zwrotnej Beatles-Stones-Dylan, ta miesięczna seria bada mniej chwalone, ignorowane i po prostu świetne płyty, które zasługują na ponowną ocenę, eksplorację i celebrację. Od przełomowych wydań, które zbiły z tropu przeciętnych słuchaczy, po prawdziwe perełki, które rzadko były omawiane w współczesnej krytyce, Rock N Roll 5-0 zagłębia się głęboko, by służyć inkluzyjności, różnorodności i eklektyzmowi. Zwróć uwagę; to jest rok 1968.

n

Trzecia część serii na 50-lecie zagłębia się w jedną z najdziwniejszych popowych płyt 1968 roku. Barokowa i dziwaczna, druga solowa płyta tej niezwykłej gwiazdy śpiewu oferuje studium przypadku kumulacyjnego efektu wpływu artystycznego i totalnego szaleństwa popu.

David Bowie nie pojawił się znikąd, będąc już w pełni uformowanym starmanem-showmanem gotowym by oszałamiać. Wszyscy artyści, zarówno wielcy jak i mali, czerpią z wpływów, niezależnie od tego, jak niejasne czy pośrednie mogą być, czy to poprzez poprzedników, współczesnych lub potomków. Chameleoniczny autor piosenek stworzył zapadające w pamięć osobowości z ikonograficznymi nazwiskami, holistycznie reinventując się raz po raz w sposób, który ostatecznie uzasadniał wystawę w muzeum w trasie, która trwała przez około pięć lat. Mimo że wszystkie te stroje, manierzyzmy, teksty i drobiazgi wyłoniły się z jednego genialnego umysłu, długa i bogata kariera Bowiego jest jedynie wspaniale efektywnym sitkiem.

Prosto mówiąc, nie masz Bowiego bez Scotta Walkera. Amerykański ekspat, który stał się brytyjską gwiazdą popu, nieświadomie obdarzył mieszkańca Południowego Londynu jednym ze swoich znaków rozpoznawczych: swoim głosem. Według Carlosa Alomara (jak pisze Dylan Jones w David Bowie: A Life), gitarzysty, który grał na niemal wszystkich albumach Bowiego między 1975 a 2003 rokiem oraz na obu berlińskich płytach Iggy Popa, były Thin White Duke przyznał mu to podczas nagrywania coveru „God Only Knows” zespołu Beach Boys na płytę Tonight, która spotkała się z krytyką w 1984 roku.

Jednakże nawet bez tak szczerego, choć zabawnego ujawnienia, podobieństwa powinny być rażąco oczywiste dla każdego, kto zapoznał się z ich pracami obok siebie. W całej swojej dyskografii Bowie nigdy nie porzucił performatywnego barytonu Walkera, który w dramatyczny sposób falował, ale nigdy całkowicie nie ustępował. Mimo, że wydaje się to mniej oczywiste wśród ciężkiego rockowego brzmienia The Rise And Fall Of Ziggy Stardust, ich podobieństwa stają się rażące w Station To Station, gdzie Bowie buja w lewo i prawo. Zaledwie cztery lata dzielą tych dwóch wokalistów, ich współczesne dojrzewanie oznaczało, że analogia trwała w ich złotych latach, z ponurym jazzem „Blackstar”, który przypomina późniejsze teksty Walkera, takie jak zdumiewające Bish Bosch z 2012 roku.

Oprócz tonu wokalu, nigdzie w repertuarze Bowiego nie można dostrzec omniprezencji Walkera bardziej niż w „Port Of Amsterdam”, napisanym przez Jacquesa Brel’a numerze B do singla „Sorrow” z 1974 roku z albumu Pin Ups. W 1968 roku, znany belgijski piosenkarz był już stałym elementem solowego repertuaru Walkera, dzięki fortunnemu i wczesnemu nabyciu tłumaczeń Morta Shumana z oryginalnego francuskiego materiału wykorzystanego w off-Broadwayowej produkcji teatralnej Jacques Brel is Alive and Well and Living in Paris. Ta przewaga pierwszego nabywcy dała mu przewagę tuż po rozpadzie Walker Brothers, trio, które odniosło sukces na listach przebojów zarówno w USA jak i w UK, dzięki przesadnym, ale niesamowicie chwytliwym hitom takim jak „Make It Easy On Yourself” i „The Sun Ain’t Gonna Shine Anymore.” Gorąco po grupowym wysiłku Images, „Scott 1” z 1967 roku otwiera odpowiednio bogata interpretacja „Mathilde” Brel’a i zamyka jego tragiczną sztuką „Amsterdam.” Istnieje absurdalność w angielskich wersjach Shumana, coś, co ginie w tłumaczeniu, staje się bardziej absurdalne przez konduktora Walkera. On wykonuje melodie Brel’a z wulgarną szczycą, całym zuchwałym żartowaniem i niewidocznymi, ale odczuwalnymi gestykulacjami.

Na albumie z 1968 roku Scott 2, Walker jeszcze bardziej posunął się naprzód, zaczynając od pikantnej opiumowej opowieści o ambicjach „Jackie.” Muzycznie przypomina to dziką melodię z Bonanza; pod względem tekstowym odnosi się do brudnej mowy pimperka. Ta ostatnia cecha doprowadziła do nieuchronnego zakazu singla przez BBC, chociaż zdobył on w UK 22. miejsce, a pełnometrażowy krążek zdominował listy albumów. Ten sukces mówi wiele o popularności Walkera w tamtym czasie, spektakularnym stanie rzeczy dla faceta z Ohio, który przekształcał brytyjską inwazję rocka w coś zupełnie innego, by następnie zwrócić się ku ryzykownemu francuskojęzycznemu popowi. W tak dużym przekonaniu o swoich popowych talentach w tamtym czasie, dwiema kolejnymi piosenkami na albumie wrócił do Brel’a z podniecającą, ale robotyczną opowieścią o utracie dziewictwa w militarnym „Next” i wykazem płynów ustrojowych w „The Bridge.”

Być może nie tak bardzo podziwiane ani cytowane z perspektywy czasu jak jego objawowy poprzednik, ani jego pary chronologicznie numerowanych następców z 1969 roku, wszystkie z Brel’owskimi numerami, Scott 2 zajął najwyższe miejsce na liście w UK i stanowi przykład tego, jak całkowicie dziwna stała się muzyka popularna do 1968 roku. Zaledwie miesiące wcześniej, kalifornijscy psychodeliczni praktycy Jefferson Airplane zdobyli hit Top 10 po drugiej stronie stawu obok R&B divy Arethy Franklin, czasami wąsatego balladysta Engelberta Humperdincka, garage’owych jednosezonowych hitowców Music Explosion oraz new jersey’owych soulsterów Young Rascals. Żadne z tych rzeczy nie miało sensu w porównaniu z resztą, razem tworząc groteskowy zbiór dezorientującego hałasu.

Dokumenty muzyczne, artykuły i książki z ostatnich kilku dekad wygodnie pomijają wiele z naprawdę odrażających popowych gniotów późnych lat 60. romantyzując chłód ruchu hippisowskiego i boom Motown. Dlatego też, takie albumy jak Scott 2, które są bezwzględnie z tamtych czasów, teraz znajdują się w grupie jako kultowe lub kiczowate dla znudzonego kolekcjonera. Niemniej jednak Walker nie był postacią poboczną jak Tiny Tim czy jakimś przelotnym zlepkiem wymyślonym przez oportunistycznego dyrektora studia. Jego dziwna muzyka miała publiczność, chociaż skupioną głównie w UK, i nawet znalazła się w serialu telewizyjnym na BBC.

Pomimo jawnych nadziei jego menedżerów, Walker nie był przeznaczony na następnego Sinatrę. Wypust Ol’ Blue Eyes z 1969 roku My Way sprawił, że Brel stał się bardziej przystępny w sposób, w jaki dwudziestolatek nigdy by tego nie uczynił. Interpretacja Sinatry „If You Go Away” tli się niuansami i powagą, wypełniona smętnymi smyczkami i stonowanym wokalem. Wersja Walkera z Scott 3 odnajduje go, gdy nie może powstrzymać swojego śpiewu, trills flamboyantnie do gorzkiego końca. Podczas gdy zarząd wydaje się przygotowywać Walkera na większe rzeczy, jego albumy zamiast tego prezentowały muzyka pragnącego rebelii coraz bardziej w stronę dziwności.

W porównaniu do prac Sinatry z tamtego okresu, Scott 2 okazuje się zaskakującym i obcym albumem. Buduje zawiedzioną balladę małżeńskiej cosplay dla niepokojącego oryginału „The Amorous Humphrey Plugg” i creepily porównuje jego bezczelne uwodzenie kobiet do funkcjonalności gigantycznej gąbki w „The Girls From The Streets.” W świecie Walkera z Brel’em przeważa ciemność, która oszałamia i następnie odczula słuchaczy na oderwanie czy, co gorsza, na wzierze. Ponadto, perwersje czające się za dużą częścią materiału otrzymują ciekawe okrycie w bogatych barokowych aranżacjach Wally’ego Stotta, Reg’a Guesta i Petera Knighta.

“Dokumenty muzyczne, artykuły i książki z ostatnich kilku dekad wygodnie pomijają wiele z naprawdę odrażających popowych gniotów późnych lat 60. romantyzując chłód ruchu hippisowskiego i boom Motown. Dlatego też, takie albumy jak 'Scott 2', które są bezwzględnie z tamtych czasów, teraz znajdują się w grupie jako kultowe lub kiczowate dla znudzonego kolekcjonera.”

Choć uwielbienie Walkera dla Brel’a było tak samo prawdziwe i szczere, jak Bowiego dla Walkera, jego powtarzające się korzystanie z chanson wydaje się dziwne i nieco pretensjonalne dla 25-letniego mężczyzny. Brel był o czternaście lat starszy i narracje splątane w jego oryginalnych utworach w języku francuskim sugerują życiowe doświadczenia, które generalnie nie są dostępne dla ludzi w grupie wiekowej jego naśladowców. Walker gloryfikuje brud i męskość swojego bohatera w Scott 2 do poziomu fetyszyzacji. Jest nielogiczne dla jakiejkolwiek myślącej osoby przypuszczać, że może żyć takimi burzliwymi życiami, jakie Brel zbudował w swoim katalogu. Niemniej jednak, muzyka pop od dawna jest domeną fantazji, a rzeczywistość Walkera ma mało do czynienia z tym, jak jego piosenki były odbierane. Autentyczność często ustępuje miejsca w konsumpcji takiego towaru, a jego skłonność do dramatyczności daje Scott 2 sporo swobody.

Poza Bowiem, spuścizna Walkera obejmuje wszystkich, od wyrafinowanego synthpopowego Marc’a Almond’a, poprzez zespół chamber pop Destroyer, aż po stadionowych art rockowców Radiohead i doom metalowych proroków Sunn O))). Nadal aktywnie komponując i nagrywając, jego współczesne wypuszczenia odzwierciedlają karierę, która została w zdecydowanej mierze utrzymana na jego własnych warunkach, dostosowując tempo między albumami po intensywnym okresie lat 70. Orkiestrowe gesty ewoluowały w fascynujące eksperymenty awangardowe. Jego głos stał się gęsty i zmieniony do ekstremum, a ta młodzieńcza pewność w jego gardle teraz przypomina wydłużony jęk.

Sądząc po trudnych do słuchania albumach jak The Drift z 2006 roku i wcześniej wymienionym Bish Bosch, Walker wyraźnie wybrał inną ścieżkę niż jego zwolennik Bowie, ostatecznie odrzucając pop i rock na rzecz swojej sztuki, a nie owijał swoich wielkich idei w coś, co inni mogliby zrozumieć. Kiedy odejdzie, nikt nie zorganizuje wielkiej kolekcji jego dzieł życia do wyeksponowania w muzeum. Lecz jeśli ktoś chciałby spróbować, to przynajmniej Scott 2 uchwyca to, co czyni go jednym z najdziwniejszych i najbardziej enigmatycznych postaci w popie.

Podziel się tym artykułem email icon
Profile Picture of Gary Suarez
Gary Suarez

Gary Suarez urodził się, wychował i nadal mieszka w Nowym Jorku. Pisze o muzyce i kulturze dla różnych publikacji. Od 1999 roku jego prace pojawiły się w różnych mediach, w tym Forbes, High Times, Rolling Stone, Vice i Vulture. W 2020 roku założył niezależny hip-hopowy newsletter i podcast Cabbages.

Koszyk

Twój koszyk jest obecnie pusty.

Kontynuuj zakupy
Podobne płyty
Inni klienci kupili

Darmowa wysyłka dla członków Icon Darmowa wysyłka dla członków
Bezpieczne i pewne zakupy Icon Bezpieczne i pewne zakupy
Wysyłka międzynarodowa Icon Wysyłka międzynarodowa
Gwarancja jakości Icon Gwarancja jakości