Referral code for up to $80 off applied at checkout

Cyfrowy/Dzielenie: Najlepsza muzyka elektroniczna marca, zrecenzowana

On January 31, 2018

Digital/Divide to miesięczny felieton poświęcony wszelkim gatunkom i podgatunkom w wielkim, pięknym świecie muzyki elektronicznej i tanecznej.

Jedną z najsurowszych krytyk, jakie padają pod adresem muzyki elektronicznej, jest jej nietrwałość. Z subgatunkami i mikrotrendami, które nieustannie popychają wszystko do przodu, gorący taneczny singiel z ostatniego sezonu staje się odpadami o temperaturze pokojowej w następnej. Nowe technologie sprawiają, że nawet nieco starsze instrumenty wydają się przestarzałe i urocze przed czasem, pozostawiając niektórych, by stawiali flagi dla nowości lub budowali półwiarygodne manifesty wokół antycznych analogów. Słuchacze domagają się kolejnych nowości, a potem kolejnych i następnych, będąc mimowolnym produktem dziesięcioleci płynnych przejść DJ-skich.

Mało producentów odnosi sukcesy jak Mark Pritchard, weteran wielu ruchów muzycznych przez kilka dziesięcioleci, który właśnie teraz tworzy jedną z najlepszych muzyki w swojej całej karierze. Człowiek stojący za pseudonimami takimi jak Global Communications i Harmonic 313 formalnie zrzucił pseudonimy w 2016 roku, gdy wydał absolutnie genialne ambientowe dzieło Under The Sun. Bogate w złożoność i przetykane nagradzającą nuansą, album był związany z instalacją multimedialną we współpracy z artystą wizualnym Jonathanem Zawadą, który stworzył piękne krajobrazy do połączenia z wielkimi aranżacjami Pritcharda.

Tom towarzyszący temu przedsięwzięciu, The Four Worlds [Warp], stanowi coś więcej niż tylko dźwiękowe resztki Under The Sun. Jedyne jedenastominutowe otwarcie „Glasspops” łamie oczekiwania, wpuszczając natychmiastowy rytm 4/4, a rytm prowadzi przez zamieniający się utwór do samego końca. Pritchard wydaje się tu dobrze bawić, jego wesołe podskoki zaciemniają nastrojową, a czasami poważną zawartość, która ma nadejść.

Przejścia mają miejsce w hipnotyzujących fragmentach. Czerpiąc z prac Gregory'ego Whiteheada z lat 80., medytacyjny „Come Let Us” otwiera się przyjemnymi padami, a kończy delikatnymi cyfrowymi świerkami. Podobnie retro, Pritchard sięga po kosmicznie nastawioną artystkę kultową The Space Lady, aby dodać poetyckiej głębi do symulacji kościelnego organu w „S.O.S.” Obie wokalne interpretacje wskazują na pilność, sugerując coś złowrogiego, czego należy unikać za wszelką cenę. Mając ten kontekst, nie można nie drżeć na myśl o bezgłosie kolejnej triady melodii, dziewięciominutowej grupy, która kończy się odległymi alarmami tytułowego utworu i dystopijnym dronem.

Doja Cat: Amala [RCA]

Przypadkowy, nieformalny słuchacz mógłby pomylić tę artystkę z Los Angeles z klonem Rihanny lub DRAMa. Takie lekceważenie nieczęstej tendencji Doja Cat do pewnych wokalnych manieryzmów i flow byłoby ich stratą, ponieważ jej radosne electro-R&B w pełnym wymiarze odzwierciedla unikalne wykonanie ze mnóstwem satysfakcjonującego klimatu. Zaczynając od „Go To Town”, otwierającego Amala hymnu o seksie oralnym, jej wesołe, a zarazem pewne siebie wykonanie doskonale pokrywa jasne bity, które tworzą radosne popowe smakołyki. Rzuca odniesieniami do Pokémonów dla nerdów i używa ginkgo biloba, jednocześnie próbując zachwycić romantyków, zręcznie ujmując w utworach „All Nighter” i „Wine Pon You” czy skocznej „Game.” W przeciwieństwie do większości nowoczesnych milenijnych R&B, produkcja Troy Noki i Yeti Beats ma cukierkowy połysk, które stanowi przepyszną kontrast dla głosu Doji, który na „Morning Light” jest manipulowany w górę. Euporyczny trapowy rave „Down Low” doskonale uchwyca istotę projektu.

Gangus: Anti-Self [Dome Of Doom]

Zbyt często, gdy myślimy o scenie beatowej, skupiamy się na Dilli, Madlibie i ich uczniach. Jednak wraz z dywersyfikacją hip-hopu w wiele podgrup, wydaje się głupotą, aby jakikolwiek ktoś ograniczał zakres tej trwałej instrumentalnej wspólnoty. Możesz być pewny, że producent z Denver, Christian Emmett, potrafi zrobić boom bap i robi to dobrze w utworze „Condensed Soup.” Jednak to tylko jedna część dźwiękowego arsenału Gangusa, który obejmuje połączenie kuduro, footwork i trap w „Hypomania” oraz basowy hit „Heavy Rotation.” W “On The Internet On Acid” przemieszcza się po YouTube, aby na wesoło zsamplować klip Macki B “Cucumber”, który staje się jeszcze bardziej dziwaczny, podczas gdy metaliczny hałas w stylu Reznora sąsiaduje z abstrakcyjnym hip-hopem w schizofrenicznym zamykającym utworze „Palo Santo.” Tsuruda, artysta z L.A., pojawia się dwa razy, najpierw na potężnym „BackDatBack”, a następnie na znacznie bardziej zwiewnym „I’m Broke.”

HIDE: Castration Anxiety [Dais]

Przez długi czas muzyka industrialna miała złą reputację. Mimo że była chwalona za swoje innowacje w kompozycji elektronicznej od końca lat 70. do lat 90., skutki dostępnego metalicznego boomu na początku nowego millennium sprawiły, że scena wydawała się przestarzała i nieaktualna dla wielu. Jak wiele stylów, które na pewien czas wypadają z łask, możliwość odrodzenia pozostała w stałym peryferiach. Łącząc eteryczną dysonans Chris & Cosey z zimnym belgijskim EBM Klinika, HIDE złapał aktualną falę mrocznego minimalistycznego retro. Napędzane głosem, niepokojące Castration Anxiety parzy jak klasyki, przyjmując przeszłość w złowrogich numerach takich jak „Bound/Severed” i „Wear Your Skin.” Monotonna tonacja Heather Gabel nadaje spójność albumowi, jej gotycka determinacja spełnia się wśród szumu i palenia „Come Undone.” Gitary odgrywają subtelną rolę przez cały czas, będąc samowiednym ukłonem w stronę dawnego mainstreamowego momentu gatunku.

Madeaux: Burn [Fools Gold]

Muzyka klubowa i trap zlały się ze sobą tak dobrze w rozproszonym zmierzchu EDM, że, nawet w tej bezwysiłkowej eterze, przyciąga ekscytujące i zniuansowane wykonania od bardziej wyrafinowanych wykonawców, do kategorii, do której z pewnością należy Madeaux. Choć bogaty w gościnne występy Burn oznacza jego debiutancki album, różnorodne dzieło nigdy nie wydaje się być debiutanckim, zamiast tego oznaczając długo oczekiwany przyjazd rzemieślnika. Przy artystach takich jak Migos wydających albumy dwupłytowe na szczycie list najlepiej, jest coś świeżego w dokładnie skonstruowanym albumie tanecznym. Żaden z utworów nie trwa dłużej niż cztery minuty, chociaż w takich przypadkach jak „Heaven” i „The Wave” prawdopodobnie będziesz chciał, aby tak było. Potężny bas „Look At Me” daje nowojorskiemu bogu rapu Cakes Da Killa platformę techno, aby krzyknąć swoją ognista prawdę, choć na krótko, podczas gdy OG Maco dodaje specjalny akcent do wspaniale dramatycznego „Lights Low.” Vancouver spitter Vials zagraża, by zdominować „Phantom”, jednak produkcja z LH4L dostarcza zwrotów, które pasują do jej mocy.

Podziel się tym artykułem email icon
Profile Picture of Gary Suarez
Gary Suarez

Gary Suarez urodził się, wychował i nadal mieszka w Nowym Jorku. Pisze o muzyce i kulturze dla różnych publikacji. Od 1999 roku jego prace pojawiły się w różnych mediach, w tym Forbes, High Times, Rolling Stone, Vice i Vulture. W 2020 roku założył niezależny hip-hopowy newsletter i podcast Cabbages.

Koszyk

Twój koszyk jest obecnie pusty.

Kontynuuj zakupy
Podobne płyty
Inni klienci kupili

Darmowa wysyłka dla członków Icon Darmowa wysyłka dla członków
Bezpieczne i pewne zakupy Icon Bezpieczne i pewne zakupy
Wysyłka międzynarodowa Icon Wysyłka międzynarodowa
Gwarancja jakości Icon Gwarancja jakości