Teledysk Becka do utworu "Loser" z 1993 roku, który uczynił go sławnym, jest dziełem kogoś, kto nie może uwierzyć, że ma szansę zrobić teledysk. Całość to chaotyczny, rozmarzony, ziarnisty zlepek przypadkowych obrazów: grim reaper szorujący krew z szyby samochodu w ruchu drogowym, animowana w technice poklatkowej trumna dryfująca po parkingu, dwóch astronautów siedzących w tylnej części pickupa, a Beck sam w półserious breakdance'ie przed małą publicznością. Przyjaciół Steve'a Hanfta wyreżyserował teledysk, kręcąc go na filmie 16mm z budżetem 300 dolarów. Dzięki jednemu z tych wspaniałych, charakterystycznych dla lat 90-tych popkulturowych kaprysów, teledysk trafił na antenę MTV w dużej rotacji przez miesiące. Pozostaje jednym z najbardziej czysto eksperymentalnych hitów, które kiedykolwiek trafiły do teledysku -- formatu, który przynajmniej w teorii, rozwija się w oparciu o czysty eksperymentalizm.
Siła "Losera" -- zarówno utworu, jak i teledysku -- była przypadkowa. Nie powtórzyłoby się to. Nie mogło się to powtórzyć. A kiedy Beck w końcu wydał swoje arcydzieło Odelay, długo oczekiwany następca jego przełomowego albumu z 1994 roku Mellow Gold, nie mógł być już głupkowatym idiotą z second handu z "Losera". Musiał stać się kimś innym. Musiał stać się rozrywkowcem, a teledyski z Odelay były dużą częścią tego.
Hanft wrócił, aby wyreżyserować klip do "Where It’s At", pierwszego singla z Odelay. A w jego wyblakłej kolorystyce i miłości do przypadkowo surrealistycznych obrazów, teledysk "Where It’s At" jest w dużym stopniu kuzynem "Losera". (Ujęcie Becka, ustawionego na tle purpurowego nieba, z plastikową ręką-Halloweenową, mogłoby pochodzić prosto z teledysku "Loser".) Ale "Where It’s At" było również bardziej monumentalną, prostszą wizją niż "Loser", tak samo jak utwór napędzany organami, pełen chwytów był bardziej bezpretensjonalnie funkowy niż sam "Loser". Istniał element ramowy. Beck spędza parne dni zbierając śmieci przy drodze, prawdopodobnie wykonując prace społeczne, podczas gdy surowy typ w stylu filmowego policjanta się przygląda. Następnie widzimy fantazje Becka, które są tak retro-śmieszne, jak moglibyśmy sobie wyobrazić.
Na jego koncertach w tamtym czasie, Beck zasadniczo naśladował hybrydę Jamesa Browna i Prince’a, ubierając się w garnitury i dołączając do swojego zespołu w układach tanecznych. Grał na starym stylu rozrywkowym, nawet jeśli otaczał to ogromnymi cudzysłowami (oraz wokół swojej białej tożsamości). A z teledyskiem "Where It’s At", Beck zrobił coś podobnego, chociaż tym razem upewnił się, że cudzysłowy są wielkie i migoczące. "Where It’s At" był pierwszym teledyskiem, który wyemitowano na MTV2. Zdobył VMA. I traktował to na tyle poważnie, że żadna z tych rzeczy nie wydaje się historycznym przypadkiem, jak to miało miejsce w przypadku sukcesu teledysku "Loser".
A z teledyskiem do drugiego singla "Devils Haircut", Beck zrobił jeszcze większy skok. Tym razem zaprzestał pracy z Hanftem i zamiast tego połączył siły z mistrzem gatunku: Markiem Romanekiem, wciąż osobą, do której dzwonią popowe gwiazdy, takie jak Taylor Swift, kiedy starają się komunikować estetyczne odświeżenia. Romanek nakręcił Becka spacerującego po niemal pustynnym Nowym Jorku, trzymającego ghettoblaster i nosząc kowbojską kapelusz, skórzaną kurtkę oraz dzwony. Paleta kolorów jest równie wyblakła jak w teledysku "Where It’s At", ale jest również bogatsza i głębsza -- mniej przypominająca przypadkową transmisję UHF z lat 70-tych, bardziej jak wysokiej jakości thriller spiskowy z lat 70-tych.
"Devils Haircut" pozostaje jedynym najlepszym teledyskiem w karierze Becka. I podczas gdy wróci do clownowania z teledyskiem "The New Pollution", który Beck sam wyreżyserował, wchłonie wrażenie pewności z nowego klipu. W "The New Pollution" jest sporo śmieszności: Beck i jego zespół w przebraniu za Motley Crue i Kraftwerk, publiczność studia pełna karykaturalnych postaci, facet z brodą pijący mleko aż się wylewa na jego koszulkę. Ale Beck także sprawia, że wygląda bardziej jak idol serca niż kiedykolwiek wcześniej. Ma w sobie poczucie stylu, które wydaje się być czymś więcej niż przypadkowym.
Możesz otrzymać naszą ekskluzywną edycję Odelay rejestrując się tutaj do 15 października. Plany zaczynają się już od 24 dolarów.