Każdego miesiąca Andy O'Connor analizuje to, co najlepsze w thrash, death, black, norweskim black, speed i każdym innym rodzaju metalu, który istnieje w internecie, na taśmach lub w twoich koszmarach. Nazywamy to DEAF FOREVER.
2017 już zapowiada się na dobry rok dla death metalu, z nowymi albumami Obituary i Immolation na horyzoncie. Rude z Bay Area są nową kapelą, która pokazuje wiele obiecujących kierunków, a mimo swoich początków, Remnants to zabójcza mieszkanka różnych strumieni death metalu z Florydy. Płynna prędkość Deicide jest tu dość widoczna, w połączeniu z rozwijającymi się solówkami Morbid Angel z Altars of Madness. Death metal zawsze był równowagą kontrolowanego chaosu i Rude są kolejnym dowodem na to, jak słodko to brzmi, gdy działa. Gdyby był „zagubiony” album Death między Spiritual Healing a Human, który poszedłby do przodu, ale nie całkowicie odszedł od brzmienia ze Florydy, brzmiałby bardzo podobnie do Remnants. Wokalista Yusef Wallace brzmi nawet jak głębsza wersja Chucka Schuldinera.
Utwór „Children of Atom“ również jest hołdem dla wczesnych lat '90, ale nie w ten sam sposób, co reszta albumu. Z niewiarygodnymi syntezatorami i narastającymi solówkami, które przypominają Davida Gilmoura tak samo jak Jamesa Murphy'ego czy Treya Azagthotha, przypomina Testimony of the Ancients-erę Pestilence z lepszą produkcją, lub instrumentalny utwór Death „Cosmic Sea.” Cały album z takich utworów jak „Atom” byłby wspaniały - powinni to zrobić, zanim Blood Incantation ich wyprzedzi w kosmicznym uderzeniu.
Kolejny świetny kawałek death metalu, tym razem od...jednej z najlepszych black metalowych kapel ubiegłego roku? Tak, Palace of Worms, którzy znaleźli się na mojej top 10 liście z The Ladder, przeszli na full Swedeath na swoim podziale z indyjskim Ecferus. Jest tu natychmiastowość, która nie była dużą częścią Ladder, który rozwijał się z czasem — najbliższą rzeczą do poprzednika byłby „Ephermeal Blues.” Prawie dziwnie jest usłyszeć dobrze znane riffy od Balana, to odwrócenie względem techniczności jego ostatniego albumu. Głęboki groove jest nawet potężniejszy, gdy atakuje z zaskoczenia, tak jak w przypadku jego końcowego utworu na podziale, „Rot From The Stars.” Nie można osiągnąć mistrzostwa bez podstaw, a Balan pokazał tutaj, że jego bardziej zaawansowane utwory wynikają z docenienia klasyki death metalu. Ecferus, prowadzony przez jedynego członka Alp, brzmi bardziej jak Ladder, eksperymentując z cesarską wspaniałością. Utwór „Unveiled With Spears” zawiera również trochę chaosu, który definiuje nie tylko jego współtwórcę, ale także współczesnych Balana z Bay Area, takich jak Mastery i Pale Chalice. Tak jak Balan myli cię z groove, piękne melodie Alpa na końcowym „Ritual Calamity” nie przygotowują cię na gwałtowny atak, który następuje. Ten podział pokazuje, jak znajome może nas zdradzić, i z tego powodu jest jeszcze bardziej intrygujący.
Abigail to japońscy mistrzowie sleaze metalu; surowość Venom połączona z Motley Crue w najbardziej napalonym momencie. Vuil to świeża banda szkockich rzeźników, biorących sporo od swoich wiecznych sąsiadów Thin Lizzy. Razem, na anty-genre labelu At War With False Noise, wydali jeden z najzabawniejszych splitów ostatnich czasów. Abigail robią swoje od 1992 roku, i nic się nie zmieniło, co im nie szkodzi wcale. Jeśli ich znasz, to ich znasz; jeśli nie, to jest to punkt wejścia, aby docenić ich motoryczne podobieństwo do Motorhead. Vuil jest bardziej nieznane tutaj, i podobnie jak Abigail, mają w sobie punkową energię, tylko że zastosowaną do NWOBHM. Wyobraź sobie luźniejszą wersję Angel Witch, albo wczesne Iron Maiden z bardziej kompetentnym wokalistą. Jeśli nic innego, sprawdź tę okładkę, gdzie twarz Śmierci jest czarną dziurą, a on oblewa się czymkolwiek, co płynie z jego kielicha. (Utwory Vuila to „Heavy Boozer” i „Satan’s Swill” — wskazówki są tam.) Ile myślisz, że kosztuje butelkowanie z nim?
Czasami, po prostu chcesz posłuchać prostego, chwytliwego ciężkiego rocka. Tak łatwo jest być przeciętnym (to samo można powiedzieć o każdym gatunku, ale w przypadku nowoczesnego rocka jest to szczególnie prawdziwe), że gdy zespół robi to dobrze, jesteś jakby na nowo. Lo-Pan z Columbus w Ohio są potajemnie jednym z najlepszych zespołów rockowych ostatnich lat, a In Tensions udowadnia, że można jeszcze robić rockową muzykę prosto przed siebie, która nie jest ani ignorancka, ani retro. Jest tu dużo wpływu Melvinsów, bardziej uproszczone podejście do ich już efektywnej ciężkości. „Go West” ma riffy, które zapętlają się tak dobrze, że Buzz Osborne musiał być współautorem. W sercu tego wszystkiego jest wokalista Jeff Martin, który znajduje słodkie miejsce między sentymentalizmem, bombastycznością a surową rockową energią. Ma gładkość, która nie jest mdła, czego nie można powiedzieć o wielu dzisiejszych wokalistach rockowych. Martin sprawia, że piosenki stają się jeszcze lepsze, budząc groove'y, które nie byłyby odkryte przez mniej zdolnego wokalistę. To, że nie ma planu opłaconego promowania „Alexis”, gdzie współpraca między Martinem a resztą Lo-Pan przypomina w niesamowity sposób, jest obraźliwe. Jeśli czujesz, że każda kapela „riffs, bro” cię zawiodła, daj Tensions szansę na ponowną obronę wiary.
Andy O’Connor heads SPIN’s monthly metal column, Blast Rites, and also has bylines in Pitchfork, Vice, Decibel, Texas Monthly and Bandcamp Daily, among others. He lives in Austin, Texas.
Exclusive 15% Off for Teachers, Students, Military members, Healthcare professionals & First Responders - Get Verified!