Wiele gatunków muzycznych nieodłącznie wiąże się z określonym ruchem społecznym lub wydarzeniem. Dostarczają bieżącego komentarza na temat myśli, nadziei i marzeń swoich twórców, a także stanowią coś, co można traktować jako rozrywkę. Istnieją jednak także inne kategorie, które istnieją bez obciążenia taką wagą znaczenia - muzyka dla samej przyjemności bycia muzyką. Big beat niewątpliwie należy do tej drugiej kategorii - ale po refleksji można to uznać za mocną stronę, a nie słabość. Ta zróżnicowana różnorodność artystów wymyka się łatwej klasyfikacji, ponieważ stała się ogólnym terminem dla materiału, który nie mógł być niezawodnie umieszczony nigdzie indziej. W samym sercu była solidna temp 120-140 bpm, ciężka linia syntezatora - zazwyczaj autorstwa Roland TB-303 - oraz próbki, które pochodziły praktycznie z czegokolwiek. Zostały one połączone w zestawy, które mogły tak samo łatwo zawierać materiał, który nie był jednoznacznie big beat, ale po prostu dobrze działał w tym miejscu i czasie.
Jak wiele gatunków, a zwłaszcza w muzyce tanecznej, znaczące życie big beatu było krótkie, ale niewątpliwie wpływowe w odniesieniu do miejsc, w których artyści aktywni w nim poszli dalej. Okazało się również zdumiewająco trwałe w kontekście ciągłego używania utworów big beat w filmie i telewizji - nawet jeśli nie jesteś zaznajomiony z tym gatunkiem, prawdopodobnie już coś z tego słyszałeś. Może ważniejsze jest to, że oprócz niezliczonych singli 12-calowych zostawiło po sobie stos świetnych albumów, które nadal dobrze się słucha nawet po wielu latach.
Norman Cook miał już za sobą intensywną karierę muzyczną, zanim przyjął nazwisko od gangstera z Luizjany i stał się być może najbardziej rozpoznawalnym artystą z ogromnego beatowego świata. Wiele osób wskaże na następny album You’ve Come a Long Way Baby jako lepszy album - z pewnością lepiej znany - ale jego pierwsza praca bardziej wpisuje się w estetykę big beat. Z powodu pracy Cooka jako producenta i jego ogólnie szalonego harmonogramu, niektóre utwory na albumie były nagrywane nawet trzy lata przed datą wydania w 1996 roku, ale całość trzyma się razem niezwykle dobrze. Znacznie mniej uzależniony od sampli niż późniejsze albumy Fatboy Slim, Better Living Through Chemistry koncentrował się na podstawach gatunku — prowadząc z perkusją i linią basową, a prawie „uzupełniając” resztę instrumentacji. Nie wyklucza to jednak momentów muzycznej wielkości — wolniejszy i niemal wyluzowany „The Weekend Starts Here” to dość wyrafinowany utwór, biorąc pod uwagę raczej skromne składniki.
W chwili wydania ich debiutanckiego albumu w 1998 roku, Lo Fidelity Allstars byli kwartetem muzyków z północnej Anglii, działających w studiu ochrzczonym Brain Farm na południowym wybrzeżu Wielkiej Brytanii i podpisanym z Skint Records - wytwórnią, która stała się synonimem big beat. Album, który stworzyli, jest niewątpliwie częścią gatunku big beat, ale w przeważającej części muzyki, która była pozytywna, Allstars mieli mroczniejszy, bardziej ponury dźwięk. Na albumie są również niektóre świetne kawałki do tańca, nie mówiąc już o „Battleflag” — remixie utworu o tej samej nazwie zespołu Pigeonhed z Seattle, który stał się znacznie bardziej znany niż jego oryginalny odpowiednik. Łączenie tych utworów było niemal trip-hopowym wyborem wolniejszych numerów, wszystkie korzystające z unikalnego stylu lirycznego zespołu i sprawnego wykorzystania sampli.
Grupa Bentley Rhythm Ace z Birminghamu, składająca się z byłego członka Pop Will Eat Itself, Richarda Marcha i Mike'a Stokesa z Bugweed Centipede. Cyklicznie wspierani przez perkusistę PWEI Fuzza Townshenda i Keitha Yorke'a, ich debiutancki album o tej samej nazwie jest klasykiem w gatunku big beat i różni się od wielu artystów wydających materiał w tym samym czasie. Kluczowym elementem brzmienia była ogromna liczba sampli — zaskakująca liczba z brytyjskich programów telewizyjnych dla dzieci — połączona z czystszych, mniej basowych stylów muzycznych, które w dużym stopniu czerpały z nagrań funk i soul z lat 60. i 70. Powiązane w całość, album nie brzmi jak nic, co zostało wydane wcześniej lub później i okazało się to nieco wyzwaniem dla grupy, ponieważ próba jego odtworzenia okazała się niemożliwa, a ich drugi album był znacznie mniej doceniany w rezultacie. Na marginesie, podczas gdy prawie wszyscy artyści na tej liście byli utalentowanymi DJ-ami, duet March i Stokes był naprawdę nie do przeoczenia, grając w ten sposób, wzbogacając swoje sety o znaleziska z wyprzedaży garażowych, tworząc zestawy, które były niezwykle rozrywkowe.
Damian Harris byłby uznawany za osobę kluczową dla big beat, nawet gdyby nigdy nie wydał własnego materiału. Założyciel Skint Records, był odpowiedzialny za podpisanie wielu artystów, którzy tworzą tę listę i jednocześnie osiągnął znaczące uznanie jako DJ. Po wydaniu kilku singli pod nazwiskiem Midfield General, jego debiutancki album ukazał się w 2000 roku. Jako bliski przyjaciel Normana Cooka, być może nie jest zaskoczeniem, że wiele aspektów albumu przypomina materiał Fatboy Slim z tego samego okresu, ale jest w nim anarchiczny pęd Generalisation, co czyni go innym. To doskonale oddaje utwór „Midfielding”, który zawiera monolog surrealistycznego komika Noela Fieldinga, opowiadający epicką historię o mężczyźnie, który zabiera armię brytyjskich ssaków, aby walczyć z ich afrykańskimi odpowiednikami, używając „Trojańskiego ryjówki” pokrytego opakowaniami Kit Kat. Jeśli to brzmi szalenie, to jesteś już w połowie zrozumienia.
Producenci Will White i Alex Gifford — ten drugi również czasami grający na saksofonie w The Stranglers — założyli Propellerheads w 1995 roku, przyjmując nazwę z terminu amerykańskiego lat 50. oznaczającego nerdów. Ich jedyny album był podobny do wielu innych na tej liście w tym, że zawierał materiał, który krążył przez pewien czas przed premierą albumu. Kiedy materiał był tak dobry jak ten, w zasadzie nie ma to znaczenia. Kluczowym elementem charakterystycznego brzmienia zespołu była bardziej wyrafinowana perkusja, niż typowa dla big beat połączona z chwytami, które były ponad przeciętną ich współczesnych. To najbardziej widoczne w ich znakomitej przeróbce motywu „Na wieczną chwałę Jej Królewskiej Mości” (który również zawiera interludium z „Tylko dwukrotnie żyjesz”) i fantastycznie funky „History Repeating”, która, stosunkowo rzadko jak na utwór big beat, zawiera wokale napisane specjalnie do niej i wykonywane przez Shirley Bassey. Zły stan zdrowia uniemożliwił dalszą pracę w duecie, ale utwory z tego albumu wciąż pojawiają się w filmach i telewizji, dając im imponujące dziedzictwo.
DJ i producent Justin Robertson był aktywny w muzyce tanecznej w Wielkiej Brytanii od końca lat 80. i miał wiele sukcesów remixów i produkcji na koncie, zanim założył Lionrock z M.C Buzz B i syntezatorem Rogerem Lyonsem. Biorąc pod uwagę, że Robertson grał w zasadzie w każdym gatunku muzyki tanecznej (i przekształcił rzeczy, które nigdy nie miały na celu być muzyką taneczną), nie jest zaskoczeniem, że An Instinct for Detection przechodzi przez style muzyczne z entuzjazmem i małym poszanowaniem konwencji. Jednak w sercu tego albumu leży spotkanie big beat i trip-hopu, który wyróżnia się niezwykle wysokimi wartościami produkcyjnymi oraz imponującymi wokalami od Buzz B w utworach takich jak „Straight At Yer Head” i „Depth”. Te zapewniają mroczniejszy i nieco bardziej poważny ton albumowi, który z powodzeniem potrafi bawić się, jak pokazują utwory takie jak „Fire Up The Shoesaw”. Robertson wciąż jest aktywny jako DJ, a jednym z jego stałych miejsc jest Spiritland, które niedawno zostało wspomniane w blogu.
Jako gatunek, big beat był w dużej mierze zarezerwowany dla białych artystów, ale jednym z bardziej interesujących dodatków do jego muzykalnych szerokości był Sanj Sen z Brighton. Jako Indian Ropeman — nazwa zapożyczona z nagrania z lat 60. autorstwa Julie Driscoll — wziął podstawy big beatu i wymieszał je z unikalnym zestawem wpływów z subkontynentu indyjskiego. W swoim jedynym albumie, Elephant Sound, te wpływy są używane oszczędnie, ale skutecznie — nadając albumowi unikalne brzmienie, ale unikając przekształcenia go w coś zupełnie innego. To najbardziej elegancko demonstruje utwór „66 Meters”, który łączy klasyczną linię basową TB-303 i przetworzoną perkusję z eleganckim utworem sitarowym wspieranym przez odpowiednie wokale Shahina Badara, który również nagrał wokale dla „Smack My Bitch Up” Prodigy. Oczywiście, Sen doskonale potrafi dać nam bardziej klasyczne brzmienie big beat, co doskonale prezentuje w wesoło szalonym „Dog in the Piano”, który zawiera sejsmiczny bas odtwarzany na odpowiednich głośnikach.
W pewnych aspektach Cut La Roc — prawdziwe imię Lee Potter — zawsze będzie bardziej znany jako DJ. Wykonując sety na nawet dziewięciu deckach jednocześnie, pozostaje jednym z najbardziej bezwysiłkowych zwolenników tej sztuki. Jako Cut La Roc, dodał jednak kolejną wymiar do brzmienia big beat, który łatwo można dostrzec w La Roc Rocs. Z tłem w acid house i jungle, to album, który balansuje na innym skraju brzmienia big beat, gdzie warstwowe dźwięki i bardziej złożone rytmy w stylu drum and bass zderzają się z niemal hip-hopowym smakiem w pewnych momentach. Obowiązkowe big beatowe szaleństwo można znaleźć w postaci Hip Hop Bibbedy Bop Bop, które często pojawia się w setach na żywo jako swoisty „przełamanie” między zupełnie różnymi gatunkami. To album, który pokrywa ogromną powierzchnię w 11 utworach i trochę poniżej godziny. Zawiera również fantastyczną gościnny wokal Gary'ego Lightbody'ego z Snow Patrol, który był prawie całkowicie nieznany w 1999 roku, kiedy album został nagrany.
W momencie wydania drugiego albumu Mint Royale w 2002 roku, możliwe było argumentowanie, że chwalebne dni big beat są już za nami, ale to nie powstrzymuje Dancehall Places od przyjęcia podstawowych elementów tego, co sprawiło, że było tak zabawnie i delikatnie je ewoluowało. Dwójka Manchesterczyków Neil Claxton i Chris Baker stworzyli szereg dobrze ocenianych singli i stali się szczególnym ulubieńcem Normana Cooka podczas jego występów DJskich. W tym albumie tempo i ułożenie większości utworów są rozpoznawalnie big beatowe z pochodzenia - znany singiel „Sexiest Man in Jamaica”, który sampluje piosenkarza i autora tekstów Prince Buster, nie mógłby być postrzegany jako cokolwiek innego niż big beat. Ale są również utwory, które się rozwijają, szczególnie otwierający „Blue Song” i utwór tytułowy. Różnorodny charakter tego, co dokładnie stanowiło big beat, oznaczał, że bardzo niewielu artystów aktywnych w tym gatunku zostało oszukanych przez jego upadek, ale niewielu z nich nagrało album, który tak elegancko wykazał, w co się rozwija.
Można z powodzeniem argumentować, że w chwili, gdy You Can be Special Too ukazał się w 2004 roku, big beat był martwy i należy do zupełnie innego gatunku. Równocześnie, duet Evil Nine, Tom Beaufoy i Patrick Pardy, byli aktywni przez cały szczytowy okres big beat, a You Can be Special Too wykorzystuje niektóre kluczowe atrakcje gatunku, aby wypełnić inny i ciemniejszy dźwięk. To wciąż album z dużymi liniami basowymi, starannie dobranymi samplami i strukturalną perkusją, ale takim, który wykorzystuje te składniki w sposób, który skutkuje innym dźwiękiem w porównaniu do tego, co było wcześniej. Kluczowe dla tego są znakomite występy gościnne wokalne Aesopa Rocka i Toastie Taylor. Kiedy album został wydany, trudności finansowe w wytwórni Marine Parade - co było częściowo dowodem na przesunięcie uwagi muzyki tanecznej z Brighton i południowego wybrzeża - oznaczały, że był w niedoborze i stał się bardzo poszukiwany. Niestety, to nadal jest prawdą w przypadku wydania winylowego, które jest rzadkie do dnia dzisiejszego.
Ed is a UK based journalist and consultant in the HiFi industry. He has an unhealthy obsession with nineties electronica and is skilled at removing plastic toys from speakers.
Exclusive 15% Off for Teachers, Students, Military members, Healthcare professionals & First Responders - Get Verified!