Foto autorstwa Adama Alonzo
VMP Rising to nasza seria, w której współpracujemy z młodymi artystami, aby wydać ich muzykę na winylu i wyróżnić artystów, którzy, według nas, staną się następną wielką sensacją. Dziś przedstawiamy nowe EP Zawsze coś będzie od Jackie Hayes.
Wielu wschodzących gwiazd muzyki chce prezentować obraz łatwego sukcesu - oni są tymi dzieciakami w szkole średniej, które miały same piątki, mimo że nigdy nie uczyły się, a i tak pojawiały się na każdej imprezie. Jackie Hayes jest tego przeciwieństwem. Ona pokazuje swoją pracę i nie boi się dzielić, jak dużo czasu spędzała samotnie w swoich późnych latach nastoletnich.
W wieku 22 lat Hayes jest młoda w niemal każdej mierze, z wyjątkiem świeżo mianowanych gwiazd muzyki, które, gdzieś w ostatniej dekadzie, zaczęły być pomiatane już w takim wcześnie wieku jak przyszli olimpijscy gimnastycy i gwiazdy NBA. Mówi, że przez jakiś czas był to dla niej źródło niepewności, nawet gdy jej kariera systematycznie nabierała rozpędu dzięki dobrze odbieranym singlom i udziałom w koncertach jako support.
„Myślę, że moim upadkiem, kiedy byłam młodsza, było stawianie sobie niesamowicie nierealistycznych oczekiwań, których nigdy nie byłam w stanie spełnić, nie dlatego, że nie byłam w stanie, ale dlatego, że nie miałam kontraktu z wytwórnią lub zasobów, żeby to zrobić czasem. Patrzyłam wokół siebie na tych wszystkich 'bedroom pop' ludzi, którzy wybijali się w wieku 17, 18, 19 lat, jak: 'Poczekaj, czy to jest moment, w którym powinieneś wybić się w muzyce? Czy to jest wiek, w którym powinieneś odnieść sukces? W tym wieku?'”
Dźwięk Hayes zmierza bardziej w kierunku chropowatego alternatywnego rocka. Mówi, że zawsze lubiła ten gatunek, ale miała „negatywne skojarzenia emocjonalne”, które przeszkadzały jej w artystycznym eksplorowaniu go. Przez ostatnie kilka lat jej pisanie popchnęło ją bardziej w tym kierunku i z dala od bedroom pop stylu, który, jak mówi, czuła się zobowiązana tworzyć jako „bardzo podatna na wpływy” 18-latka artystka.
„Tworzę rzeczy, które po prostu sprawiają mi radość,” mówi. „Rzeczy, które brzmią przypominająco o innym czasie.”
Mówi, że praca psychodelicznego animatora i indie folkowego muzyka Jacka Staubera zainspirowała chropowate tekstury nowego EP, które nadają każdej linii gitary i syntezatora niemalże dotykowe uczucie zmiażdżonego aksamitu lub poszarpanej skały. Hayes pracowała nad EP, Always Going to Be Something, z producentem Billym Lemosem (byłym występującym w VMP Rising), a także Michaelem Pennem II, który współtworzył utwory jak „omg” i „have fun.”
Żartuje, że będąc w stabilnym związku, było jej mniej interesujące pisanie rodzajów sondycznych piosenek miłosnych, które pomogły jej najpierw zdobyć fanów jako Family Reunion (mówi, że zmiana imienia pomogła jej służyć jako swego rodzaju ponowne wprowadzenie). A Hayes znalazła dużo materiału wartego eksploracji ze swojego życia, w tym swoje wychowanie w północnym Illinois w mieście Waukegan.
Utrzymując się finansowo od późnych nastoletnich lat, Hayes zawsze otwarcie mówiła o pracy, którą wykonywała, aby wspierać swoją muzykę - w tym 50- do 60-godzinne tygodniowe prace serwisowe oraz praca jako modelka dla szkoły kosmetycznej, co przyczyniło się do tego, że dużo jej włosów wypadło. Rzeczywistość współczesnego przemysłu muzycznego oznacza, że często nawet ustaleni artyści muszą mieć jakiegoś rodzaju dodatkowe źródło dochodu, a sposób, w jaki Hayes otwarcie mówiła o swoich różnych pracach, pomaga demistyfikować, jak to naprawdę jest być artystą w latach 2020.
„Tak wiele z mojej osobowości i tego, kim jestem, zostało ukształtowane wokół pracy, ponieważ zawsze pracuję,” przyznaje. „Wspominam o pracy, nawet w wielu moich wywiadach, ponieważ po prostu pracowałam i wracałam do domu i tworzyłam EP i trzymałam się. W tym momencie, kończąc EP, trzymałam się na włosku. Rozpadałam się w pracy, płacząc.”
Na „Sunday” konfrontuje się ze swoim wychowaniem w rygorystycznej chrześcijańskiej rodzinie, która kazała jej chodzić do kościoła trzy razy w tygodniu. Teksty Hayes mogą być abstrakcyjne, ale jej zmęczenie opresyjną naturą zorganizowanej religii jest wyczuwalne. „Traktuję każdy dzień jak niedzielne popołudnie / W moim pokoju nic nie robię / Po tym, jak powiedziałeś mi, że jest tylko jedna droga / Więc dla ciebie to byłby zły koniec,” śpiewa nad dudniącą, rozmytą gitarą, która wydaje się krążyć jak krew w ciele.
„brand new” zmaga się z izolacją, którą Hayes czuła po przedwczesnym ukończeniu szkoły średniej, ale decyzji, by nie kontynuować studiów. Oznaczało to, że była rzadkim 17-letnim dzieciakiem nie otoczonym strukturą szkolną, i mówi, że nawet teraz wciąż walczy z tymi samymi uczuciami samotności.
„Spotykam się [z moim partnerem] od trzech lat, ale często czuję się samotna. Prawdopodobnie z powodu choroby psychicznej albo czegoś,” mówi Hayes. „Albo może to jest jedna z tych rzeczy, gdzie jesteś przyzwyczajona do bycia sama, ponieważ jesteś jedynaczką, i to jest coś, co dźwigasz ze sobą nawet w sytuacjach, w których nie jesteś.”
There’s Always Going to Be Something również dotyka refleksji Hayes podczas lockdownu. „Dużo z EP, głównie, dotyczyło introspekcji i uświadomienia sobie, że mam dużo do zrobienia dla siebie,” mówi.
Hayes, która ma problemy z lękiem od dzieciństwa, mówi, że spędziła większość ostatniego roku na ocenie i refleksji. Te tematy pojawiają się w utworach takich jak „material,” w którym śpiewa: „Nie zjeżdżaj mnie, zanim otworzę usta / W końcu czuję się lepiej, ale nie czuję się sobą.”
Z datami trasy koncertowej wraz z Bristonem Maroney zaplanowanymi na 2022 rok, Hayes jest chętna, aby wrócić na drogę, coś, co zawsze było dla niej ucieczką od kapryśnych wzlotów i upadków przemysłu muzycznego.
„Jedyna rzecz, którą miałam przed COVID, to trasy koncertowe. Nie mogłam kontrolować, czy trafię na playlistę Spotify, czy coś, ale zawsze mogłam zdobyć kilku ludzi w tłumie,” wyjaśnia.
Brak finansowego bezpieczeństwa, którym niektórzy artyści dysponują, sprawił, że części podróży Jackie Hayes do sukcesu wydają się syzyfowe, ale z poważnym rozpędem od There’s Always Going to Be Something, jest zadowolona, że wszystko idzie w górę od teraz.
„Ludzie mówią, że 22 lata to wiek, w którym wielu twórców, przynajmniej, zaczyna kwestionować swoje życie albo słabnąć. Mówią, że między 22 a 27 rokiem życia to najważniejszy okres twojego życia, i może się wydawać, że chcesz się poddać, ale nie powinieneś,” mówi Hayes. „Po prostu to wzięłam do serca i pomyślałam: 'Naprawdę chcę spróbować, wiesz?'”
Grant Rindner is a freelance music and culture journalist in New York. He has written for Dazed, Rolling Stone and COMPLEX.
Wyjątkowe 15% zniżki dla nauczycieli, studentów, członków wojska, profesjonalistów zdrowia oraz ratowników - Zweryfikuj się!