Digital/Divide to miesięczny felieton poświęcony wszelkim gatunkom i podgatunkom w wielkim, pięknym świecie muzyki elektronicznej i tanecznej.
Nawet na tak eklektycznej i otwartej na niezwykłe wydawnictwie jak Brainfeeder Flying Lotus’a, Teebs często jawił się jako outsider. Nie jest jazzy jak Thundercat ani psotny jak Iglooghost, a długoletni artysta zyskał szacunek wewnątrz i na zewnątrz sceny beatowej w Los Angeles, częściowo dlatego, że jego produkcje zawsze w różny sposób oddziaływały na słuchaczy w porównaniu do tych jego rówieśników i współwydawców. Abstrakcja charakteryzowała wczesne utwory z 2010 roku, Ardour, oraz bardziej bogato teksturowane wydanie z 2014 roku, Estara, wystarczająco, aby jasno pokazać, dlaczego pozostanie w dobrych łaskach FlyLo.
Z ** Anicca [Brainfeeder]**, Teebs otwiera się znacznie, głównie, ale nie wyłącznie, poprzez współpracę. Umożliwiając artystom, których szanuje i podziwia, takim jak Pink Siifu i Sudan Archives, wejście w jego zamyśloną przestrzeń, elektryzuje swój materiał, ukazując głęboką wrażliwość. Wokalne występy, takie jak oddechowy głos Anny Wise w „Threads”, wydają się inherentnie oddawać nastawienie instrumentalisty. Kiedy jego przyjaciel Panda Bear pojawia się w warczącym popie „Studie”, mrok bitu tylko nieznacznie maskuje tę nowo odkrytą szczerość utworu.
Nawet gdy zostaje sam, Teebs potrafi ukazać poprawioną biegłość techniczną i wzmocnioną sztukę pisania piosenek. „Mirror Memory” stąpa i omdlewają z kinowośredniowieczną majestatycznością, podczas gdy dwuczęściowa suita „Prayers” wzywa do boskości. Wracając do genialnych organicznych hybryd Estara, wygrywa delikatnie na anielskim „Marcel” i idyllicznym „Slumber”.
Fani nowojorskiego awangardowego trio Kill Alters znają już Bonnie Baxter z reputacji, z wokalnymi występami, które przechodzą od punkowych okrzyków do nieziemskich wyrażeń. Uwolniona z kontekstu zespołowego w tym solowym projekcie, może jeszcze bardziej rozszerzyć granice swojego wrodzonego instrumentu w bardziej swobodny sposób. Choć jej Axis wydaje się być przedłużeniem nagrań zespołu, czynnik dziwności wzrasta eksponencjalnie, oferując fascynujące rezultaty. Nieco ponad połowa utworów trwa mniej niż dwie minuty, a elektro basistyczny „Jasper Rabbit” i jego odpowiednik „Creepy Carrots” pełnią rolę przejść i autonomicznych outletów dla jej obfitych pomysłów. Te, które przekraczają tę czasową granicę, kipią niepokojącą energią. Galopujący rytm „Mirror Technique” kontrastuje z próbkami szybkimi i wolnymi, podczas gdy bezpośredniość „No DICC” czyni jego phaliczne odrzucenia tak jasnymi, jak nic z Manifestu S.C.U.M. Wszystko kończy się w gabberowatym „Skyrat”, jego hardcore’owa katharsis nie pozostawiająca nic w stanie nietkniętym.
Od tak dawna, jak istnieje elektroniczna muzyka taneczna, artyści próbują wyrazić popołudniowy spadek po imprezie poprzez muzykę. Niektórzy robią to przy użyciu kiczowatych chilloutów, podczas gdy inni przywołują emocje i spadki serotoniny, aby znacząco przekazać to, co się dzieje, gdy noc zmierza ku dniu. Wybierając tę drugą drogę, kanadyjski producent Jacques Greene dąży ku nadchodzącej aurze w Dawn Chorus. Gdzie poprzedni Feel Infinite patrzyło głównie w kierunku house’a, ta kontynuacja poświęca się chwilom, minutom i godzinom, które następują po szczycie euforii. Rzeczywiście, otwierający utwór z bitami breakbeat „Serenity” nie do końca pozbył się energii tanecznej, uczucia, z którym rave’owcy mogą się bez wątpienia utożsamiać. Koniec nocy nieuchronnie się wydłuża poprzez rozrywki i zbytki podczas późnonocnej podróży do domu, a utwory takie jak „Let Go” i squelcher „Night Service” bezpośrednio wtapiają się w to. Z tylną częścią, która w pewnym stopniu przypomina późne wydania The Orb z okresu Kompakt, subtelnie w „Understand” i znacznie mniej w gadatliwym zamknięciu „Stars”, Dawn Chorus działa bardzo dobrze jako ścieżka dźwiękowa do przedłużającego się odprężania.
Lisbońska scena klubowa i jej odpowiedni dźwięk kuduro mogą już nie być tak niejasne ani hermetyczne, jak kiedyś, dzięki ekspozycji ze strony wytwórni takich jak Warp Records. Ale nawet gdy profile tych afro-portugalskich zespołów wzrosły do tego stopnia, aby skłonić do występów DJ-skich na międzynarodowej scenie, sama muzyka pozostaje jedną z najbardziej innowacyjnych form muzyki tanecznej aktualnie dostępnej. Po zdobyciu reputacji z gorączkowymi batidas na wcześniejszych nagraniach, takich jak zeszłoroczny EP Crânio, Rogério Brandão nadal popycha graficzne zasady na bogatym i dziwnym Cartas Na Manga, z produkcją, która odwraca gatunki w odważne nowe formy. W żywym „Nhama”, techno przyjmuje polirytmiczne atrybuty, gdy organiczna perkusja i elektroniczne dźwięki badają przestrzeń z niemal jazzowym aplombem. Pilny charakter acid house’u „Faz A Minha” nawiązuje do korzeni z Chicago, podczas gdy „Vício” ocieka i wymija jak drum n’ bass bez czci dla amena.
Już od pierwszych chwil „Reaping”, nazywanie tego albumu ambientowym wydaje się od razu nieadekwatne. Nie ma nic szczególnie kojącego ani spokojnego w tym, co Meemo Comma robi w swoim wciągającym drugim solowym projekcie. Choć pastoralne elementy, takie jak nagranie dźwięków ptaków, przenikają drony i trille „Murmur”, piosenka, jak wiele utworów również tutaj, wydaje się bardziej zakłóceniem natury niż współistnieniem. Może to rzeczywistość puka, świadomość własnej ludzkiej intruzji w trawy, pola i lasy, które otaczają miasta i grają wzdłuż miast. Niemniej jednak, Sleepmoss kipią medytacyjnym potencjałem bez fetyszyzacji, na której polegałby leniwy artysta. Jej pejzaże dźwiękowe są tak żywe, jak jej wpływy, z bujnymi wignetami, takimi jak „Firn” i „Winter Sun”, które uchwycają esencję chłodniejszych pór roku. Liściaste chrupania i sprężyste syntezatory łączą się w grzybowym hymnie „Amethyst Deceiver”, podczas gdy chór „Psithur” wiecznie drży na wietrze.
Gary Suarez urodził się, wychował i nadal mieszka w Nowym Jorku. Pisze o muzyce i kulturze dla różnych publikacji. Od 1999 roku jego prace pojawiły się w różnych mediach, w tym Forbes, High Times, Rolling Stone, Vice i Vulture. W 2020 roku założył niezależny hip-hopowy newsletter i podcast Cabbages.