Większość z nas w pewnym momencie pragnęła mieć więcej duszy. Nie mówię o abstrakcyjnej substancji, którą niektórzy twierdzą, że tworzy sam rdzeń naszej tożsamości i istnienia. Mówię o moonwalku Michaela Jacksona, kołysaniu biodrami Tiny Turner i soulowym śpiewie Charlie Wilsona, które zostawiają twoje uczucie niezręczności przy drzwiach i trzymają cię na parkiecie, dopóki mama nie przyjdzie po ciebie. W tej muzyce ważna jest niesamowita bogactwo, a my nie mogliśmy wymyślić lepszego albumu, aby uzupełnić twoje zmysłowe lipcowe noce, niż \"Victim of Love\" Charlesa Bradleya.
Ten facet po prostu potrafi to zrobić, a ten album jest pulsem każdej miłości i złamanego serca, które kiedykolwiek czułeś. Więc udaj się na stację, amigos, bo pociąg soul Charlesa Bradleya zaraz przyjedzie.